Owady
– najliczniejsza gromada zwierząt bezkręgowych; oddychają tchawkami; ciało
składa się z głowy, tułowia i odwłoka; na tułowiu 3 pary członowatych nóg i u
wielu – 2 pary skrzydeł. Rozróżnia się owady bezskrzydłe i uskrzydlone. Bla bla
bla. (źródło: Encyklopedia PWN). Ale starczy tej biologii. Na razie...
Nienawidzę owadów. Nienawidzę wszystkiego, co lata, pełza i w ogóle żyje, jeśli chodzi o typ stawonogów. Nienawidzę. Ale podobno się pożyteczne, przynajmniej ich część. I podobno „gdyby nagle zniknęli wszyscy ludzie, światu wcale by to nie zaszkodziło. Ale gdyby zniknęły wszystkie owady, życie skończyłoby się bardzo szybko, w ciągu… jednego pokolenia”. Więc ok, niech sobie żyją, ale zdala ode mnie. Pozdro dla wszystkich innych nienawidzących wszelkiego rodzaju robactwa :D
Nienawidzę owadów. Nienawidzę wszystkiego, co lata, pełza i w ogóle żyje, jeśli chodzi o typ stawonogów. Nienawidzę. Ale podobno się pożyteczne, przynajmniej ich część. I podobno „gdyby nagle zniknęli wszyscy ludzie, światu wcale by to nie zaszkodziło. Ale gdyby zniknęły wszystkie owady, życie skończyłoby się bardzo szybko, w ciągu… jednego pokolenia”. Więc ok, niech sobie żyją, ale zdala ode mnie. Pozdro dla wszystkich innych nienawidzących wszelkiego rodzaju robactwa :D
Znacie
Owadziego Króla? Nie? Młody chłopak, który świata nie widzi poza owadami. Wie o
nich naprawdę dużo, o ile nie wszystko, czego człowiek jest w stanie dowiedzieć
się na ich temat. Dla niego są najcudowniejszymi stworzeniami na całej planecie
(yhm, idiota). Są jego przyjaciółmi. Są jego nauczycielami. Można by
powiedzieć, że w pewnym sensie to od nich nauczył się, jak żyć, jak przetrwać.
Powiem Wam, że to wcale nie głupie. On naprawdę wprowadzał w swoje życie pewne „owadzie
sztuczki” (ah, zabrakło mi odpowiedniego określenia), ich sposób bycia.
Spryciarz…
Treść:
Podczas
wizyty Lincolna Rhyme’a w Karolinie Północnej, lokalna policja zgłasza się do
niego z prośbą o pomoc w sprawie kilkunastoletniego chłopca Garreta,
podejrzanego o zamordowanie kolegi i uprowadzenie dwóch młodych kobiet.
Kryminalistyk czekając na operację, która być może zmieni jego stan zdrowia
(czy na lepsze czy gorsze, tego niestety nie wiemy) zgadza się poświęcić im
trochę swojego czasu. Wysyła więc Amelię Sachs i kilku miejscowych policjantów
na ponowne przeszukanie miejsc zbrodni, sam w międzyczasie kompletuje
laboratorium, w którym z pomocą Bena, siostrzeńca jednej policjantki, zamierza
przeanalizować zebrane przez nich dowody. Kiedy udaje im się złapać młodego
przestępcę, Amelia niespodziewanie uwalnia go z aresztu, przekonana, że nie
jest on winny przedstawionych mu zarzutów. Niestety tym czynem sprowadza na
siebie kłopoty.
Oczywiście
od początku znamy tożsamość naszego przestępcy, co mogłoby się wydawać sporym
ułatwieniem w sprawie. Ale niestety… Chłopak, mimo swojego wieku jest bardzo
inteligentny, sprytny. Bardzo dobrze gra. A może nam się tylko wydaje? A może
mówi prawdę? Pan Deaver stworzył niesamowitą postać. Postać, której z wiadomych
przyczyn nienawidzimy, ale z drugiej strony znajdujemy w nim cechy, które
utożsamiają nas z jego osobą. Tak, to trochę przerażające porównywać się do
przestępcy, ale spokojnie, siedzimy w tym razem.
Podsumowanie:
Jeśli
chodzi o podsumowanie, powiem Wam jedno… Pan Deaver tak pogrywa z czytelnikiem,
że głowa mała. Grzecznie mówiąc, robi z niego głupka. Dlatego bądźcie ostrożni.
I jeśli podczas czytania tej książki, nagle dojdziecie do wniosku, że już
rozwiązaliście tę sprawę, że wszystko jest już jasne, to… Zastanówcie się nad
tym jeszcze raz. Przeanalizujcie dowody, bo możecie być w ogromnym błędzie. Nagle
może się okazać, że gówno wiecie. I boom, właśnie wpadliście w pułapkę Pana Deaver’a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz