Jakim człowiekiem
jestem? Dokąd zmierzam? Czasami zadajemy sobie te pytania, nie
potrafiąc znaleźć właściwej odpowiedzi. Żeby ją otrzymać,
musimy przeprowadzić szczerą rozmowę z własnym „ja”, zajrzeć
w najgłębsze zakamarki swojej duszy, a prawda jest taka, że
niewielu z nas ma w sobie tyle odwagi, by tego dokonać. Boimy się
prawdy o sobie.
Treść:
Pierre jest młodym
mężczyzną, którego życie opiera się głównie na pracy w zoo,
której szczerze nie lubi, oraz miłostkach na jedną noc. Pewnego
dnia dzięki koleżance z kółka teatralnego poznaje Ophelie.
Wkrótce po ich randce na cmentarzu zaczynają ginąć osoby ze
środowiska Pierre'a. Czy kobieta ma z tym coś wspólnego?
Wrażenia:
Już „Niech będzie
wola twoja” wywołała u mnie mieszane uczucia, ale „Sen
śmiertelników” kompletnie mnie zdezorientował. Z jednej strony
historia dupy nie urywa, chociaż czyta się ją z pewnym
zainteresowaniem (bo to Chattam!), pojawia się chęć (a może nawet
konieczność) poznania reszty wydarzeń, to w pewnym stopniu czuje
się niedosyt. Zwłaszcza, jeśli ktoś tak jak ja, zna praktycznie
całą twórczość Francuza. Ale z drugiej strony... No właśnie...
To przecież Chattam. A Chattam nigdy nie zawodzi. N I G D Y !
Autor już na samym
początku ostrzega nas, że nie ma zamiaru zdradzić prawdy
dotyczącej tej historii. Przynajmniej nie bezpośrednio. Chwilami
będzie nam przemykała przed oczyma, ale nie poda nam jej na tacy.
Sami musimy się jej domyśleć. Sami musimy ją odkryć. Jedyną
prawdą, jaką jest w stanie nam wyznać jest to, że „kryje się
w niej kłamstwo”. Jakie kłamstwo?
„Jeśli interesuje was czysta prawda, naoliwcie dobrze swoje synapsy, wypucujcie neurony i nie oczekujcie, że zaserwuję ją wam gotową, niczym mrożone danie które wystarczy wsadzić do mikrofalówki, żeby później udawać, że oddając się lenistwu, zjadło się znaczną kolację”
Francuz zaczął swoją
opowieść dość nietypowo, bo... od końca. Pierwszy rozdział jest
ostatnim, ostatni jest pierwszym. Tak więc od razu znamy finał
historii. Na dalszych stronach jedynie dowiadujemy się, jak doszło
do tych wydarzeń.
Zawsze mam tak, że
recenzję (czy do czego zaliczycie to, co tutaj piszę) muszę
stworzyć „na świeżo”, bo inaczej gubię się w temacie,
zapominam o szczegółach, które często są istotne (możecie kupić
mi coś na pamięć – będę wdzięczna), ale tym razem było
inaczej. Potrzebowałam czasu, by wyrobić sobie zdanie na temat
przeczytanej książki. Potrzebowałam czasu, by ją zrozumieć.
Potrzebowałam czasu, by dojść do siebie, jak po każdej książce
tego autora.
Teraz stwierdzam, że...
Nie zawiódł mnie. To jeszcze nie ten moment. Właściwie mam
nadzieję, że nigdy nie nadejdzie. Maxime zrobił ze mną to, czego
od niego oczekiwałam, chociaż na początku wcale nie byłam tego
świadoma.
Podsumowanie:
Gdybym napisała tę
recenzję zaraz po przeczytaniu książki, dowiedzielibyście się,
że jest beznadziejna. A to byłoby kłamstwem. Nie jest
beznadziejna. Tę książkę po prostu trzeba zrozumieć. Trzeba
dostrzec w niej kłamstwo. Trzeba dostrzec w niej prawdę. Czy ja ją
dostrzegłam? Myślę, że tak. Ale pewność mogę mieć tylko
wtedy, kiedy sam Chattam przyzna mi rację.
Ocena:
9/10
Natknęłam się na tą książkę niedawno w okolicznej księgarni i teraz żałuje, że nie poświeciłam jej więcej uwagi. Takie "nieoczywiste" książki zawsze zostają na dłużej w pamięci. Choć szczerze mówiąc "Niech będzie wola twoja" przepadła u mnie w morzu innych pozycji, mimo to chętnie jeszcze raz sięgnę po twórczość Chattama. ;)
OdpowiedzUsuńhttp://galeria-slow.blogspot.com/2017/06/szumowska-kino-to-szkoa-przetrwania.html
Ja jestem wielką miłośniczką twórczości Chattama więc jak najbardziej polecam :)
Usuń