środa, 18 stycznia 2017

#9 Niech będzie wola twoja by Maxime Chattam



Czy istnieje coś gorszego niż śmierć? To, jakiej udzielmy odpowiedzi na to pytanie, jest sprawą indywidualną. Dla jednych życie jest rzeczą świętą i nie ma niczego gorszego od jego utraty, dla drugich... Śmierć bywa niekiedy wybawieniem, ratunkiem przed, delikatnie mówiąc, nieprzyjemnymi wydarzeniami, które mają miejsce w życiu człowieka. A jeśli jest wybawieniem, to znaczy, że chyba nie jest aż taka zła. Prawda? A więc czym są te „gorsze rzeczy”?


Carson Mills - miasteczko na amerykańskim Środkowym Zachodzie, w którym mieści się zaledwie kilka tysięcy mieszkańców. Miasteczko, które od lat pozostaje takie same, nic się w nim nie zmienia. Jedynym tematem sprzeczek pomiędzy jego mieszkańcami jest kościół, luterański lub metodystyczny. Ogólnie chciałoby się powiedzieć „raj na ziemi”, ale jeszcze wstrzymajmy się z tym określeniem.

O czym?
Na początku historii poznajemy Jona Petersona, którego młodzieńcze lata autor przybliża nam w kilku (kilkunastu?) pierwszych rozdziałach. Jako chłopiec nie miał on żadnych przyjaciół. Nawet gorzej, był poniżany nie tylko przez rówieśników, ale także przez własnego dziadka, który go wychowywał. Pewnego dnia znalazł zajęcie, które pomagało mu wyzbyć się negatywnych emocji - niszczenie mrowisk. W sumie... mogło być gorzej. Prawda? Ale to jakże niewinne zajęcie zaczyna pewną historię w Carson Mills.

Ogólnie problem, który porusza Maxime Chattam, skupia się na seksie, na gwałtach ściślej mówiąc. Ktoś w najokrutniejszy sposób, jaki można sobie wyobrazić, odbiera młodym dziewczętom ich niewinność, odbiera im radość z życia, tym samym zostawiając im „pamiątkę” na długie tygodnie, miesiące, a nawet lata. Zostawia im strach. Przed wszystkim. Przed każdym, nawet najmniejszym dźwiękiem. Przed każdym, nawet najdelikatniejszym dotykiem. Każda z ofiar otrzymuje także mak. Dlaczego? Co on symbolizuje?

Sprawcę zdołacie wskazać niemalże od razu. To nie jest ta książka, która pozwala nam na zabawę w detektywa. Szkoda, bo takie są dla mnie najlepsze. Ale na szczęście mój Mistrz bardzo dobrze postarał się, abyśmy za bardzo nie odczuwali braku możliwości udziału w tej zabawie.

Co jakiś czas w historii pojawia się tajemnicza postać. Narrator. Jak o sobie mówi: „Łagodzę, a jednocześnie pełnię rolę przewodnika i tłumacza”. Nie przeszkadza. Pojawia się tak dyskretnie, że prawie go nie zauważamy. I tak rzadko, że łatwo można zapomnieć o jego istnieniu. Kim on jest?

Wrażenia:
„Niech będzie wola twoja” to chyba pierwsza (albo przynajmniej jedna z niewielu) książka, o której nie mam pojęcia, co napisać. Jest nieco inna niż reszta twórczości tego autora. Inna. To jedyne, co przychodzi mi do głowy. I nie chodzi tu o brak trupów (no dobra, trup jest), brak jakichkolwiek krwawych opisów, wycinania wnętrzności czy ćwiartowania ofiar, bo w cyklu Inny Świat też ich nie było, a mogę powiedzieć, że to, co dotychczas przeczytałam, podobało mi się. Więc nie wiem, na czym tak „inność” polega. Może ze względu na temat? Gwałt był, jest i zawsze będzie poruszającym tematem, zwłaszcza, jeśli chodzi o dziewczęta, które są właściwie jeszcze dziećmi. A może o to, co autor robi z czytelnikiem? Kiedy przeczytałam ostatnie strony, ostatnie zdania, zamiast zamknąć książkę, jak to zawsze robię, przez chwilę tępo wpatrywałam się w ostatnią stronę. Wow. Jeśli komukolwiek z Was, czytając tę książkę, uda się przewidzieć zakończenie to należy się Wam ogromny szacunek. Naprawdę. Jest zaskakujące. Nieprzewidywalne. I moim zdaniem (prawie) niemożliwe do odgadnięcia. Chociaż można czuć pewien niedosyt. Chattam odwalił kawał dobrej roboty, to jest pewne. A co najważniejsze: nie zawiódł mnie. Ale co się dziwić, On nigdy mnie nie zawodzi.

Ogólnie: NIE POLECAM! Dlaczego? Proste. Bo nie chcę, żebyście jarali się Francuzem tak, jak ja ;) A tak serio, dla mnie twórczość Maxime Chattam'a jest warta wszystkiego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz