poniedziałek, 26 czerwca 2017

#15 Sen Śmiertelników by Maxime Chattam


Jakim człowiekiem jestem? Dokąd zmierzam? Czasami zadajemy sobie te pytania, nie potrafiąc znaleźć właściwej odpowiedzi. Żeby ją otrzymać, musimy przeprowadzić szczerą rozmowę z własnym „ja”, zajrzeć w najgłębsze zakamarki swojej duszy, a prawda jest taka, że niewielu z nas ma w sobie tyle odwagi, by tego dokonać. Boimy się prawdy o sobie.

Treść:
Pierre jest młodym mężczyzną, którego życie opiera się głównie na pracy w zoo, której szczerze nie lubi, oraz miłostkach na jedną noc. Pewnego dnia dzięki koleżance z kółka teatralnego poznaje Ophelie. Wkrótce po ich randce na cmentarzu zaczynają ginąć osoby ze środowiska Pierre'a. Czy kobieta ma z tym coś wspólnego?

Wrażenia:
Już „Niech będzie wola twoja” wywołała u mnie mieszane uczucia, ale „Sen śmiertelników” kompletnie mnie zdezorientował. Z jednej strony historia dupy nie urywa, chociaż czyta się ją z pewnym zainteresowaniem (bo to Chattam!), pojawia się chęć (a może nawet konieczność) poznania reszty wydarzeń, to w pewnym stopniu czuje się niedosyt. Zwłaszcza, jeśli ktoś tak jak ja, zna praktycznie całą twórczość Francuza. Ale z drugiej strony... No właśnie... To przecież Chattam. A Chattam nigdy nie zawodzi. N I G D Y !

Autor już na samym początku ostrzega nas, że nie ma zamiaru zdradzić prawdy dotyczącej tej historii. Przynajmniej nie bezpośrednio. Chwilami będzie nam przemykała przed oczyma, ale nie poda nam jej na tacy. Sami musimy się jej domyśleć. Sami musimy ją odkryć. Jedyną prawdą, jaką jest w stanie nam wyznać jest to, że „kryje się w niej kłamstwo”. Jakie kłamstwo?

„Jeśli interesuje was czysta prawda, naoliwcie dobrze swoje synapsy, wypucujcie neurony i nie oczekujcie, że zaserwuję ją wam gotową, niczym mrożone danie które wystarczy wsadzić do mikrofalówki, żeby później udawać, że oddając się lenistwu, zjadło się znaczną kolację”

Francuz zaczął swoją opowieść dość nietypowo, bo... od końca. Pierwszy rozdział jest ostatnim, ostatni jest pierwszym. Tak więc od razu znamy finał historii. Na dalszych stronach jedynie dowiadujemy się, jak doszło do tych wydarzeń.

Zawsze mam tak, że recenzję (czy do czego zaliczycie to, co tutaj piszę) muszę stworzyć „na świeżo”, bo inaczej gubię się w temacie, zapominam o szczegółach, które często są istotne (możecie kupić mi coś na pamięć – będę wdzięczna), ale tym razem było inaczej. Potrzebowałam czasu, by wyrobić sobie zdanie na temat przeczytanej książki. Potrzebowałam czasu, by ją zrozumieć. Potrzebowałam czasu, by dojść do siebie, jak po każdej książce tego autora.

Teraz stwierdzam, że... Nie zawiódł mnie. To jeszcze nie ten moment. Właściwie mam nadzieję, że nigdy nie nadejdzie. Maxime zrobił ze mną to, czego od niego oczekiwałam, chociaż na początku wcale nie byłam tego świadoma.

Podsumowanie:

Gdybym napisała tę recenzję zaraz po przeczytaniu książki, dowiedzielibyście się, że jest beznadziejna. A to byłoby kłamstwem. Nie jest beznadziejna. Tę książkę po prostu trzeba zrozumieć. Trzeba dostrzec w niej kłamstwo. Trzeba dostrzec w niej prawdę. Czy ja ją dostrzegłam? Myślę, że tak. Ale pewność mogę mieć tylko wtedy, kiedy sam Chattam przyzna mi rację.

Ocena:
9/10

2 komentarze:

  1. Natknęłam się na tą książkę niedawno w okolicznej księgarni i teraz żałuje, że nie poświeciłam jej więcej uwagi. Takie "nieoczywiste" książki zawsze zostają na dłużej w pamięci. Choć szczerze mówiąc "Niech będzie wola twoja" przepadła u mnie w morzu innych pozycji, mimo to chętnie jeszcze raz sięgnę po twórczość Chattama. ;)

    http://galeria-slow.blogspot.com/2017/06/szumowska-kino-to-szkoa-przetrwania.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem wielką miłośniczką twórczości Chattama więc jak najbardziej polecam :)

      Usuń