poniedziałek, 26 kwietnia 2021

#61 W błogiej nieświadomości - JP Delaney [recenzja]


Co jest ważniejsze? Geny czy środowisko? Czy prawdziwym rodzicem jest osoba, która biologicznie odpowiada genom dziecka? A może jest nim osoba, która je wychowuje – każdego dnia przygotowuje mu posiłki, pakuje do szkoły, pomaga w odrabianiu lekcji, spędza z nim każdą wolną chwilę? Trudność tego pytania zależy z pewnością od perspektywy osoby, której je zadajemy. Większość prawdopodobnie odpowiedziałaby, że prawdziwym rodzicem jest osoba, która wychowuje dziecko, ale czy Wasze zdanie byłoby takie same, gdyby chodziło o Wasze dziecko? Czy Wasz instynkt nie powtarzałby: „To ja jestem jego prawdziwym rodzicem?”

Pete i Maddie są rodzicami dwuletniego Theo, który przyszedł na świat jako wcześniak. Początkowo szanse na jego przeżycie były niewielkie, jednak chłopiec okazał się być małym, silnym mężczyzną i z dnia na dzień zaczynał rozwijać się coraz bardziej prawidłowo. Para w końcu mogła odetchnąć z ulgą. Jednak pewnego dnia ich spokój zostaje przerwany. Pete otwiera drzwi, w których staje nieznajomy mu mężczyzna. Miles Lambert oświadcza, że ich dzieci zostały podmienione w szpitalu i Theo nie jest ich biologicznym synem. Na dodatek ma potwierdzające to dowody. Jak do tego doszło? Czy obie rodziny znajdą rozwiązanie zaistniałej sytuacji tak, aby nikt nie został pokrzywdzony?

Wszyscy bohaterowie są ciekawie skonstruowani, a każdy się od siebie różni. Taka wybuchowa mieszanka charakterów. Mamy Świętego Pete’a, który jest tak dobrym ojcem i ogólnie człowiekiem, że aż chwilami wydaje się być mało realny. Mamy Maddie, która zmagała się z depresją poporodową i chociaż jej stan uległ poprawie, kobieta nadal miewa problemy w sferze psychicznej. Mamy Milesa, którego na pierwszy rzut oka można uznać za całkiem przyzwoitego mężczyznę, jednak już po chwili okazuje się, że jest on nieczułym, samolubnym, aroganckim chamem. Oraz mamy Lucy, żonę Miles’a – kobietę kruchą, delikatną, całkowicie zależną od męża, bojącą się mu przeciwstawić. Niestety nie wiadomo komu kibicować. Każda z tych postaci jest na swój sposób irytująca, chociaż niektóre ich zachowania można usprawiedliwić.

Rozdziały są bardzo krótkie, pisane z perspektywy dwóch głównych bohaterów – Maddie i Pete’a. Dzięki temu bardziej możemy poznać ich osobowość oraz tok myślenia, a także tajemnice, które obie postaci skrywają. Przeplatają je różne fragmenty w postaci akt sądowych, sms’ów, maili, rozmów na forum internetowym. Jest to bardzo ciekawe urozmaicenie historii, które wbrew pozorom wcale nie spowalnia akcji i czyta się je całkiem dobrze.

„W błogiej nieświadomości” to wciągający już od pierwszych stron thriller, od którego ciężko się oderwać. Autor w swojej powieści porusza wiele poważnych tematów jakimi jest wcześniactwo, zamiana dzieci przy porodzie, zaburzenia psychiczne, a także bycie tatą na cały etat, czyli zjawisko raczej rzadko spotykane i niezbyt pozytywnie odbierane przez środowisko. Historia trzyma w napięciu, a fabuła intryguje. Zdecydowanie polecam.


OCENA: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz