środa, 16 listopada 2016

#7 Zimne ognie by Simon Beckett




Czasami w życiu pragniemy czegoś tak bardzo, że po prostu musimy to mieć. Nie przemyślimy tego dokładnie. Nie przejdziemy przez wszystkie za i przeciw. Bo po co? Chcę to mieć i już! I jeszcze tupniemy nóżką, żeby wszyscy wiedzieli, że nie żartujemy. Oczywiście nie każda z tych decyzji okazuje się być zła. Czasami zmienia coś w naszym życiu na lepsze. Czasami. Nie zawsze. Zdarza się, że żałujemy podjęcia pewnych kroków.

Za każdym razem, kiedy sięgam po książkę któregoś z moich ulubionych autorów, w tym przypadku Beckett'a, powtarzam sobie jedno: Błagam, tylko mnie nie zawiedź. I przez pierwsze strony bałam się, że tym razem nie podziałało; że Simon Beckett po raz pierwszy mnie zawiedzie. Na szczęście się myliłam. Pan Beckett wciągał każdym kolejnym wątkiem.

O czym?
Kate Powell jest około 30 letnią, odnoszącą sukcesy zawodowe singielką. Kobieta marzy o dziecku, ale po nieudanym związku nie chce się z nikim spotykać. Decyduje się więc na sztuczne zapłodnienie, jednak myśl o tym, że nie wiedziałaby zupełnie nic o dawcy nasienia nieco ją przeraża. Dlatego postanawia znaleźć go sama, zamieszczając ogłoszenie. Wkrótce zgłasza się idealny kandydat. Przystojny, pracujący jak psycholog, Alex Turner. Spotkania w sprawie zapłodnienia zamieniają się w spotkania towarzyskie. Życie prywatne Kate nabiera kolorów. Niestety do czasu. Kiedy nagle Alex znika, zaczynają  się problemy kobiety.

Wrażenia:
Chociaż zabierając się za Zimne Ognie, wiedziałam, że nie jest to kryminał, a thriller psychologiczny (momentami może nawet bardziej powieść obyczajowa), więc nie mam co liczyć na krwawe opisy, serię morderstw, to gdzieś tam była nadzieja na pojawienie się tego typu scen. I po części dostałam to, czego chciałam. Szkoda, że tylko po części, ale nie będę narzekać. Beckett jest jedną z moich miłości i musiałby się naprawdę bardzo postarać, żebym zaczęła źle o nim mówić. W Zimnych Ogniach też się dzieje. Jest pewnego rodzaju napięcie. Chociaż, nie będę ukrywać, czuje się pewien niedosyt (a miałam nie narzekać). Przynajmniej ja go odczuwałam. Ciągle było mi mało, ale przygodami Davida Huntera autor po prostu przyzwyczaił mnie do tego ciągłego napięcia.

Książkę czyta się bardzo dobrze. Oczywiście tradycyjnie moje "tylko skończę ten rozdział" było niczym innym jak kolejnym kłamstwem. No co zrobić? Jak historia wciąga to i przestać czytać jest ciężko. Coś za coś. A dla Becketta warto.


1 komentarz:

  1. Muszę w końcu zabrać się za Becketta żeby przekonać skąd się bierze ta Twoja miłość do niego. ;)
    A co do recenzji to powiem jedno: kolejna świetna recenzja w Twoim wykonaniu. :D

    OdpowiedzUsuń