sobota, 9 września 2017

#21 Komora by John Grisham


Czy kara śmierci jest odpowiednią karą dla zdegradowanych przestępców? Czy dzięki niej świat stanie się lepszy, mniej okrutny? Czy ludzie zaczną popełniać mniej tych wszystkich okropieństw ze strachu przed komorą śmierci? Myślę, że nie jest łatwo odpowiedzieć na te pytania. Dlaczego? Będąc przeciwko karze śmierci, pomyślmy o tym, co muszą czuć najbliżsi ofiar, które zginęły w okrutny sposób. Dla nich nie liczy się nic innego, tylko to, żeby morderca ich ukochanej osoby doświadczył tego samego, czego się dopuścił. Albo wyobraźmy sobie, że bezwzględny morderca trafia na najlepszego adwokata na świecie, który wyciągnie go z więzienia, po czym ponownie skrzywdzi kogoś w bestialski sposób. Może tacy zwyrodnialcy powinni być jednak eliminowani? A co jeśli sąd się pomyli i wyda wyrok śmierci osobie, ktora na nią nie zasłużyła, a jej adwokat nie zdąży nas czas zdobyć odpowiednich dowodów potwierdzających jej niewinność? A jeśli więzienie naprawdę potrafi zmienić człowieka? Przecież po spędzeniu kilkunastu, kilkudziesięciu latach za kratkami skazany może zacząć żałować swoich czynów, może się zresocjalizować. W końcu każdy zasługuje na drugą szansę. A morderstwo to morderstwo, nieważne na kim dokonane. I jeśli człowiek nie ma prawa zabijać, to dlaczego państwo je ma?

Treść:
Sam Cayhall od dziewięciu lat przebywa w celi śmierci w więzieniu Parchman, oczekując na egzekucję. Skazany został bowiem za zabójstwo dwóch małych chłopców, synów znanego żydowskiego adwokata Marvina Kramera. Czy naprawdę jest winny tej zbrodni? Jeśli nie tej, to z pewnością innej, ponieważ jako aktywny członek Ku-Klux-Klanu brał udział w licznych morderstwach, za które nigdy nie spotkała go żadna kara. Kiedy sąd wyznacza datę egzekucji na za 4 tygodnie, niespodziewanie próbę ratunku Sama podejmuje młody prawnik, a jednocześnie jego wnuk - Adam Hall. Czy młodzieńcowi uda się uratować dziadka przed śmiercią w komorze gazowej?

Wrażenia:
Jeśli oczekujecie powieści typu "trup za trupem", z pędzącą w oka mgnieniu akcją to lepiej sięgnijcie po coś innego. W "Komorze" tego nie znajdziecie. Tutaj wszystkie wydarzenia rozgrywają się w bardzo umiarkowanym tempie. A nawet gorzej. Czasami jest troszeczkę nudno. Grisham ukazuje żmudną, wyczerpującą walkę o uratowanie więźnia przed śmiercią w komorze gazowej. Ciągłe składanie apelacji, próby uzyskania odroczenia egzekucji, wizyty w sądzie, wizyty w więzieniu. Cała akcja skupiona jest wokół tych właśnie czynności.

Autor nie narzuca nam konkretnego zdania na temat kary śmierci. W swojej powieści stworzył postacie popierające wykonywanie tego typu wyroków, a także takie, które są temu porzeciwni. Dokładnie opisuje przebieg egzekucji, wszystkie jego etapy, dzięki czemu sami możemy zdecydować czy według nas jest to odpowiednia kara dla morderców, czy może mimo wszystko jest zbyt okrutna i nieludzka. Podjęcie tej decyzji nie jest jednak wcale takie proste. Z jednej strony, czytając o tych wszystkich zbrodniach, chciałoby się powiedzieć, że: "Tak, jestem ZA. Niech śmieć ginie. I najlepiej, żeby jeszcze przy tym niemiłosiernie cierpiał", ale z drugiej, cóż... Jesteśmy świadkami tego, jak w obliczu śmierci człowiek potrafi się zmienić, żałować za popełnione grzechy.

Sam Cayhall. Co mogę Wam o nim powiedzieć? Zwyrodnialec. Typ człowieka, którego nie jestem w stanie znieść, którego nienawidzę. Pieprzony rasista. Co czyni go lepszym od czarnoskórych, od Żydów? Nic. To nie rasa decyduje o tym, czy człowiek jest czegoś wart. To, co ma w głowie, to jak dobre ma serce - to jest ważne. Jeśli ktoś uważa inaczej... Na pewno się nie zakumplujemy.
Sam zasłużył na to, by go nienawidzić. Może nawet na to, by go nie szanować. Ale czy zasłużył, by umierać? W "Komorze" są fragmenty, które czytałam ze łzami spływającymi po policzkach. Fragmenty, w których Cayhall wydawał się być taki zwyczajny, taki kruchy. Jego wspomnienia życia na wolności, jego marzenia o spędzeniu chociaż chwili poza tym okropnym miejscem. Ryczałam jak debil przy takich prostych momentach. Nie chce spoilerować, więc więcej za bardzo nie mogę powiedzieć. A szkoda.

Podsumowanie:
Ta powieść wywołała we mnie mnóstwo emocji. Od nienawiści, poprzez zwykłą złość, czasami sympatię, aż po współczucie i ogromny smutek. Nie spodziewałam się tego. Nie byłam na to gotowa. Bo kto by pomyślał, że głupia powieść prawnicza może doprowadzić czytelnika do łez? A może... I wcale nie jest głupia. Porusza drażliwy dla mnie temat. Nie tylko karę śmierci. Ale i rasizm.
Jak najbardziej polecam.

Ocena: 8/10

2 komentarze:

  1. Szkoda, że czasami bywało troszkę nudno, ale nie stanowi to dla mnie przeszkody. Bardzo cenię twórczość Grishama i planuję poznać wszystkie książki jego autorstwa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim odczuciu tak właśnie było, ale ogólnie książka mega bardzo mi się podobała :)

      Usuń